poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 6 "W życiu można uciec od wszystkiego z wyjątkiem samego siebie."


Szłam tak dobrą godzinę. Ale dobrze mi to zrobiło. Przemyślałam sobie to wszystko, w między czasie. Było już późno. W końcu dotarłam do domu. Weszłam do środka. W salonie siedziała moja babcia. Dziadka nie było w domu. Lubi jeździć ze swoim przyjacielem na ryby, często zostają na noc. Pomyślałam, że wykorzystam sytuację, że jesteśmy z babcią same.
-Babciu, możemy porozmawiać? –zapytałam, niepewnie.
-Oczywiście, że tak. –odparła.
-Rozmawiamy tutaj, czy na balkonie? –zapytała wstając uśmiechnięta babcia.
-Na balkonie. –opowiedziałam wstając.
Zawsze siedziałyśmy razem na balkonie, patrząc w gwiazdy i rozmawiając. Usiadłam na kocu, a babcia koło mnie.
-No mów. O co chodzi? –zapytała uśmiechnięta.
Ona zawsze się uśmiecha. Chodź by działy się najprzykrejsze rzeczy, ona zawsze znajdzie tą dobrą stronę.
-Babciu, możesz mi opowiedzieć o moim tacie? –zapytałam niepewnie.
-Hm, o twoim tacie? Spróbuję. Twoja mama był w min na zabój zakochana. Planowali razem przyszłość. Aż pewnego dnia powiedziała, że jest w ciąży. Myślę, że twojego tatę, to przerosło. Po prostu uciekł. Więcej go nie widziałam, ani ja, ani twoja mama. Twoja mama naprawdę cię kocha. Wiem, że gdy miałaś pięć lat, to wszystko się zmieniło. Bo gdy byłaś mała, ona świata za tobą nie widziała. Gdy skończyłaś pięć lat, zaczęłaś być coraz bardziej podobna do swojego taty. Widzisz, twoją mamę bardzo boli to, że odszedł. Myśli, że to przez ciebie. Jednak bardzo cię kocha. Jesteś strasznie do niego podobna. –powiedziała babcia.
-Jaki on był? –zapytałam.
-Hm, jaki? Był zwariowanym człowiekiem. Był miły. Lubił ryzyko. Co było zabronione, on pierwszy tam był. Kochał pomagać. Każdy weekend przesiadywał w schronisku. Gdy widział jakiegoś bezdomnego na ulicy dawał mu swoje wszystkie pieniądze, chodź by były to jego ostatnie. Lubiłam go. Jednak jak każdy człowiek miał wady. Bał się dorosłości. Bał się być ojcem. –powiedziała babcia.
-Masz te same oczy co on, ten sam uśmiech, ten sam wyraz twarzy, gdy się denerwujesz. Widzisz, każdy się czegoś boi, on najwidoczniej nie dojrzał do bycia ojcem. Mogłabym powiedzieć, że moja córka wychowała wspaniałą dziewczynę, ale tak naprawdę sama się wychowałaś. Jesteś wspaniałą dziewczyną. W życiu chodzi o to by pomagać tym, co nas krzywdzą. Bo to oni potrzebują najwięcej pomocy. –powiedziała wstając babcia.
-No dobrze, chodź już spać. –dodała, po czym weszła do domu.
Spojrzałam jeszcze raz na zagwieżdżone niebo i poszłam do swojego pokoju. Przed snem zastanawiałam się nad moim życiem. W pewnym momencie zaczęłam myśleć o Zaynie. To było jakieś dziwne. Gdy go widziałam serce zaczynało mi szybciej bić. Właściwie, to mi się podobał. W końcu zasnęłam. Rano obudził mnie, dzwonek mojego telefonu. Zaspana odebrałam.
-Halo?
-Cześć. Obudziłem cię? –zapytał głos w telefonie.
-Tak. Kto mówi? –zapytałam.
-W takim razie bardzo przepraszam. Mówi Zayn.
-Zayn?
-Tak to ja. Chciałem, umówić się z tobą na kawę. Dasz się namówić?
-Na kawę? Może być.
-W takim razie, o 12. Może być?
-No dobrze, a gdzie?
-W parku.
-Okey. –odparłam i rozłączyłam się.
Czy ja właśnie umówiłam się z Zaynem? Chyba byłam zbyt bardzo zaspana. Wstałam z łóżka, przebrałam się, uczesała, umalowałam, umyłam i napisałam jeszcze do Naomi, że nie będzie mnie dzisiaj w kawiarni. Zeszłam na dół. W kuchni czekały już na mnie tosty. Gdy zjadłam, wyszłam z domu. Zamówiłam taksówkę, no bo na piechotę, długo by mi zeszło i parę chwil później byłam już przed parkiem. Wyszłam z taksówki i weszłam do parku. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie widziałam Zayna. W pewnym momencie ktoś zasłonił mi oczy rękami.
-Zgadnij kto to. –powiedział radosnym głosem.
-Zayn. –odparłam i zdjęłam jego ręce z moje twarzy.
Zayn trzymał w ręku bukiet czerwonych róż. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.
-To dla ciebie. –powiedział podając mi bukiet.
Za bardzo nie wiedziałam się jak zachować. Wzięłam bukiet, z jego rąk.
-Myślę, że możemy naszą znajomość zacząć od początku. Co ty na to? –zapytał Zayn.
-Myślę, że to dobry pomysł.
-W takim razie naszą znajomość zaczniemy od pierwszej randki. –powiedział Zayn.
-Od randki? –zapytałam.
-No tak. –powiedział bardzo poważnym głosem Zayn, co mnie bardzo śmieszyło.
Zaśmiałam się do niego.
-Więc gdzie idziemy? –zapytałam poważnym głosem.
-Najpierw ci coś pokaże. –odparł Zayn.
Szliśmy razem śmiejąc się i rozmawiając, przez park.
-Zayn, a co z moją mamą? –zapytałam w pewnym momencie.
-Nie rozumiem. Co ma z nią być?
-Jestem pewna, że zabroniła tobie i chłopakom widywać się ze mną. –powiedziałam.
-Masz rację, zabroniła. –odparł Zayn.
-Ale to nie zmienia faktu, że mam ci coś pokazać. –powiedział Zayn i zatrzymał się na chwilę.
-Okey, już jesteśmy. –odparł, odwracając mnie w drugą stronę.
Byliśmy w parku, a tutaj nigdy nie byłam. Myślałam, że park znam jak własną kieszeń, ale się myliłam. Było tu pięknie. Kolorowe kwiaty, małe jezioro, po którym pływały kaczki, a po boku była mała ścieżka, zarośnięta drzewami, które tworzyły razem łuk. Wyglądała ona jak z bajki. Szybkim krokiem poszłam w jej stronę. Stanęłam na środku ścieżki i spojrzałam na Zayna. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie go nie  było. 
-----------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział mi nie wyszedł :/ 
Jak będą 4 komentarze, to dodaje następny rozdział :)
+       czytasz = komentujesz :) 

11 komentarzy: